Kajakarze uczcili 14 rocznicę śmierci Jana Pawła II
W związku z 14 rocznicą śmierci Papieża Polaka Jana Pawła II, dnia 5 i 14 kwietnia 2019 r. kajakarze z Koła Turystów Górskich im. Klimka Bachledy w Kcyni zorganizowali wspólnie z Dyrekcją Zakładu Poprawczego w Kcyni oraz Klubem Turystyki Kajakowej „Zimorodek” z Wągrowca, dwa spływy kajakowe „Szlakiem Papieskim” na rzece Rurzycy w rejonie Piły.
To właśnie z tej rzeki w czasie spływu kajakowego w lipcu 1978 r. ks. kardynał Karol Wojtyła został wezwany i musiał wyjechać do Rzymu na Konklawe. Przesiadł się, jak to sam potem powiedział, z „małego kajaka do olbrzymiej Łodzi Piotrowej”. Miejsce to upamiętnia symboliczny „Kamień Papieski”. Karol Wojtyła był wielkim entuzjastą turystyki górskiej, ale o czym wielu zapomina, także kajakowej. Brał udział wielokrotnie w spływach kajakowych na niedalekich rzekach tak – dobrze nam znanych jak: Brda, Drawa, Słupia, Wda, Rurzyca itd. Uważał, że „praca kardynalskim pastorałem jest tak samo ciężka, jak praca wiosłem, gdy trzeba płynąć pod prąd”. Jego drewniany kajak zwany pieszczotliwie „kaloszem” w czasie spływów stawał się często: konfesjonałem, miejscem rozmów etycznych i medytacji filozoficzno-religijnych. „Wujek” odprawiał msze święte codziennie, na odwróconym kajaku lub połączonych wiosłach, a pod wieczór, przy ognisku, wspólnie z przyjaciółmi, śpiewał turystyczne i religijne piosenki. Bardzo sobie cenił te chwile wytchnienia od codziennej pracy czy to na katedrze uniwersyteckiej, czy na ambonie.
Tak jak kilkadziesiąt lat temu, tak i teraz bliski kontakt z dziewiczą naturą pozwalał nam wsłuchać się w siebie. Ten sam co kiedyś koloryt melancholijnej i majestatycznej ciszy doświadczanej z wysokości kajakowych burt, umożliwiał nam zrozumienie odwiecznych prawd determinujących nasze życie. Cisza, której nie potrafił zmącić radosny świergot ptaków czy szum wody toczącej się wartko po głazach na wypłaceniach. Podkreślały one tylko pełnię mistyki natury i wyczucia nieskończoności życia w przejawach widzialnych i niewidzialnych. Gdy w nastroju mądrego spokoju wypłynęliśmy na zwierciadło długiego, o krynicznych wodach Jeziora Krępskiego, porwała nas słoneczna powódź, ostre promienie słoneczne wpadając do wody gorącymi bryzgami rozpryskiwały się po jej połyskliwej powierzchni. Pod naszymi kajakami przemykały bezgłośnie niby duchy ławice pstrągów i kleni, w niektórych miejscach zaskoczone naszą obecnością wyskakiwały zuchwale z wody i później nurkując głęboko natychmiast znikały, jakby zawstydzone swoją odwagą w nadbrzeżnych zaroślach i oczeretach. Płynąc Rurzycą, kajak nie posuwa się naprzód, ale snuje się niesiony niewidzialnymi siłami. Człowiek doznaje wrażenia, że sam trwa w miejscu, a tylko lasy wokoło płyną, odchodzą, aby pokazywać coraz to nowe przepiękne zakątki. Woda ledwo muskając brzegi, jakby oddychała falami pieszczotliwie szeleszcząc.
Bez pośpiechu, racząc się otaczającą nas przyrodą, przepłynęliśmy pod majestatycznymi jeszcze poniemieckimi wiaduktami, by w końcu dopłynąć do starej lemieszarni w Krępsku i po obowiązkowej przenosce, dotrzeć do mety naszego pełnego przemyśleń spływu, przy miejscowej hydroelektrowni.
Autor: Redakcja