Spływ Dobrzycą i Piławą
W dniu 26 stycznia 2020 r. Koło Turystów Górskich im. Klimka Bachleda w Kcyni, dzięki wsparciu Dyrektora Zakładu Poprawczego w Kcyni zorganizowało spływ kajakowy na rzekach Dobrzycy i Piławie. Wzięli w nim udział wychowankowie oraz pracownicy naszego zakładu, a także przyjaciele kajakarze z Sępólna Krajeńskiego. Odcinek Dobrzycy z Wiesiołki do bindugi na Piławie w rejonie Krępska, liczący 15 km pokonaliśmy w trzy i pół godziny. Po krótkiej odprawie i omówieniu czekających nas atrakcji na rzece sprowadziliśmy kajaki na wodę.
To już czwarte spotkanie kajakowe w bieżącym roku na rzekach i jeziorach naszego regionu, w którym wzięliśmy udział. Stosunkowo łagodna zima umożliwia nam spłynięcie najpiękniejszymi rzekami Północnej Wielkopolski i Pomorza. Tego styczniowego poranka zimowa i ponura aura, mimo że szeroko rozpostarła swą szarą szatę, nie zniechęciła nas przed przeżyciem następnej kajakowej przygody. Płynąc swymi kajakami, tymi jakże pięknymi rzekami, udało nam się doświadczyć niezwykłych przeżyć. Zamarły las, w którym echem szumiała jeszcze jesienna zaduma, zadziwiał nas swoją tajemniczością i niezwykłością. Nabrzeżne zeschłe traw stroiły się w czerwone paciorki jarzębin… Wszystko to Mistrz nad mistrze oblekł całunem mgiełki, która jak woal na kapeluszu utkanym z chmur osłaniał oczy niezwykłej urody tancerki. Żadnego odgłosu, tylko nasze westchnienia pełne zachwytu. Gdy mgła opadła w deszczowych kroplach, zatrzymując się na gałęziach drzew jak nuty partytury dumnego paso doble pisanego przez jesieni rękę, my wykręcaliśmy dumne kontry przed przeszkodami napotykanymi w nurcie rzecznym. Spadające krople nut unosiły mgielną szatę, gdy wpływaliśmy w wartkie warkocze bystrzy, a zimne rozbryzgi fal smagały nas po rozgrzanych twarzach. Błyski w oczach i uśmiechy na twarzach były świadectwem uniesienia i rozkoszy. Mijane nadbrzeżne olchy i wierzby w zadumie przyglądały się nam pochylone nad wodą, niektóre wyraźnie poddały się w tej odwiecznej walce z żywiołem, zmęczone, odarte z nadziei, skazane na skruszenie, leżały w głębokim nurcie. Silny nurt rzeczny jak welon z płynnych dziergany opali mienił się pastelowymi odblaskami… Jest coś niezwykłego w tym tajemniczym i pełnym pasji zmaganiu się kajakarza z otaczającymi go przeszkodami, często z przenikliwym zimnem, zniewalającym zniechęceniem, licznymi zwałkami. W twardej skórze wodniaka rodzi się nowy człowiek, poznaje on samego siebie i uczy się siebie kształtować. Każdy z nas na swój sposób walczy o tę jedyną osobistą radość, jaką daje tryumf nad przeszkodami, które sam sobie narzucił, a spotyka przed kajakiem, walczy o tę dumę, jaka płynie z poczucia pokonania słabości i niezależności. Dla nas to swoisty rodzaj twórczości pisanej, komponowanej lub malowanej wiosłem po wodzie, która jest w końcu odrzuceniem, tego, co utarte, uznane i bezpieczne. Kajakarstwo zwałkowe rozwija charakter, czyni ludzi bardziej niezależnymi i pomaga nam widzieć sprawy w bardziej realistycznej perspektywie, stajemy się bardziej zdystansowani i krytyczni wobec otaczających nas w życiu codziennym sytuacji i problemów. Poszerza nasze doświadczenia, stajemy się bardziej efektywni, otwieramy się na innych ludzi. Pokonywanie kajakiem trudności na rzekach pozwala robić rzeczy, o których wcześniej nikt nie sądził, że jest w stanie zrobić, dostarcza kontrastów pomagających zrównoważyć życie ludziom takim jak my, pochodzącym z miast…
Gdy w doskonałych humorach dopłynęliśmy do mety, na zmoczonych kajakarzy czekały przygotowane przez kolegę, kierowcę busa ognisko, gorące kiełbaski i herbata. Można było się ogrzać i posilić.
Autor: Redakcja