Kajakowy tydzień Klimków z Kcyni
Ubiegły tydzień był gorący i bardzo aktywny dla kajakarzy z naszego regionu. W serii trzech spływów zorganizowanych przez Koło Turystów Górskich im. Klimka Bachledy w Kcyni, we współpracy z Dyrektorem Zakładu Poprawczego w Kcyni, który udostępnił sprzęt oraz ubiory kajakowe, mogliśmy spełnić swoje zainteresowania i pasje wodniackie. W ramach realizacji celów i zamierzeń programu wychowawczego „Bezpieczne Kajakarstwo”, obok przyjaciół kajakarzy z naszego regionu, wzięli w nich udział aktualni wychowankowie naszego zakładu. Tym razem nie zabrakło również wychowanków, którzy opuścili naszą placówkę i utrzymując kontakt z pracownikami, chcieliby kontynuować pasje i zainteresowania, którymi zarazili się od wychowawców.
9 lutego 2020 r. zorganizowaliśmy spływ kajakowy na rzece Głomi, na odcinku między Skórką a Dobrzycą. Grupa admiratorów aktywnego wypoczynku na wodzie z Kcyni, Mogilna, Pakości i Sępólna Krajeńskiego, w słoneczną niedzielę skorzystała z ostatnich dość obfitych opadów w naszym regionie, które wypełniły koryta rzeczne wodą do stanu alarmowego. Mogliśmy dalej konsekwentnie poznawać uroki rzek Północnej Wielkopolski wśród podobnych do nas niespokojnych turystycznych duchów (ostatnio spłynęliśmy Płytnicą, Piławą i Dobrzycą). Postanowiliśmy spłynąć jedną z kilku rzek Pojezierza Wałeckiego. Wybór padł na Głomię. Jako że starzy znajomi z Mogilna, którzy dołączyli w ostatnim momencie, nie pływali jeszcze kajakami, zaprosiliśmy ich do spłynięcia: w kajaku dwuosobowym (Aneta) oraz (dla odważnego Gilberta) w górskiej jedynce. Aneta, jak na debiutantkę, radziła sobie bardzo dobrze, szybko opanowując podstawowe arkana kajakarstwa. Wyraziła wielki entuzjazm przed następnymi spływami. Podobnie, pełen entuzjazmu i niepowtarzalnego wigoru, mimo dwóch wywrotek był jej partner Gilbert, ociekający zimną wodą. Głomia to przepiękna i malownicza rzeka. Jest jedną z kilku rzek dopływów Gwdy w rejonie Dobrzycy a będących swoistą Mekką kajakową w rejonie Piły. Rzeki te, licznie oblężone w sezonie letnim przez całe rzesze kajakarzy, wykorzystujących doskonałe zaplecze turystyczno- wypoczynkowe, obecnie były ciche, pełne urokliwego przedwiosennego nastroju. Zachęcały do wodnej przygody.
12 lutego 2020 r. dołączyli do nas koledzy z Wągrowca oraz Niemczyna. Spłynęliśmy, przy wysokim stanie wody, najpiękniejszym odcinkiem perły nakielskich rzek, Orlą. Rzeka ta od Radzicza do Kraczek ma przełomowy charakter, płynąc wśród pól skrywa oazę dzikiej roślinności, starodrzewu, azylu dla dzikiej zwierzyny. Na tym krótkim etapie Orla raz przepływa wśród bagiennych oczeretów i turzycowisk, wijąc się powolnym nurtem. Innym razem wcina się głębokim jarem w nadnotecką morenę i podobna do górskiego potoku, przyspiesza na wypłyceniach i głazowiskach. Okalające ją wtedy wysokie ściany głębokiego wąwozu, porośnięte bukowym starodrzewem przypominają nam inną rzekę płynąca jakże niedaleko: Rokitkę. Licznie, zwalone w wyniku odwiecznej walki żywiołów w bystry nurt, drzewa, często powykręcane w ostatnich konwulsjach, tworzą na niej fantazyjne barykady, nadają jej dodatkowego niepowtarzalnego, dziewiczego piękna. Pokonanie ich, niełatwe, wymagające dodatkowych umiejętności, sprawia jednak wiele radości. Pozwala uwierzyć w swoje siły oraz pomocną dłoń okazywaną przez przyjaciół.
16 lutego 2020 r. wyprawiliśmy się na rzekę niezwykłą… na Łebę. Spływ ten zorganizowaliśmy wspólnie z przyjaciółmi z Sulęczyna, Gdyni i Gdańska. Stan wody był w niej alarmowy. Łeba zweryfikowała nasze umiejętności kajakowe. Przy tak wysokim stanie wody postawiła o wiele większe wymagania. W opisach przewodnikowych Łeby często powtarza się zdanie, że 11 kilometrowy odcinek pomiędzy Tłuczewem a Paraszynem “to jeden z najbardziej uciążliwych odcinków rzek na całym Niżu Polskim”. I rzeczywiście! Chwila nieuwagi i można – w najlepszym razie – wylądować z kajakiem w krzakach na brzegu lub zaliczyć „kabinę”. Zza każdego kolejnego zakrętu słychać było głośny szum wody, co oznaczało kolejną dla nas niespodziankę – bystrze, wielkie kamienie, głazy lub przewrócone w poprzek drzewa. Zwalonych drzew nie było co liczyć. Trzeba było tylko uważać, by nie dać się pod nie wciągnąć. Największe niebezpieczeństwo stwarzały duże, zanurzone pnie, spiętrzające wodę w wielu miejscach, przez które kajakiem trzeba było przeskakiwać lub mokrym „glusiem” nurkować pod nimi. Rzeka niosła bardzo szybko. Rozbijając się o liczne kamienie, tworzyła szypoty i spienione warkocze. W bliskiej odległości od siebie, koryto przegradzały progi zniszczonych młynów, usiane głazami. Omijanie ich wymagało opanowania różnego rodzaju kontr i podpórek. Ależ wspaniała przygoda i doświadczenie dla prawdziwych kajakarzy żądnych mocnych wrażeń… Cały czas przepływaliśmy przez naprawdę dzikie i odludne okolice. Łeba płynie głównie w głębokim wąwozie, przez gęsty kaszubski las. W wielu miejscach, pochylone nad wodą drzewa tworzyły tunele. Poza leśniczówką i kilkoma zaporami nie widzieliśmy żadnych śladów obecności ludzi, nie mówiąc o innych kajakarzach – kto o tej porze roku pływa kajakiem? Mieliśmy za to okazję obserwować naprawdę dziką przyrodę, np. podrywające się z wody do lotu czaple, kaczki krzyżówki i śmigłe zimorodki.
Tak aktywny dla nas tydzień był dla nas wszystkich cenną i przyjemną lekcją. Wychowankowie, bogatsi w nowe doświadczenia, wracali zmęczeni lecz bardzo zadowoleni. Mieli cenny kontakt z nietuzinkową przyrodą, poznali nowych ludzi, zdobyli nowe umiejętności kajakarskie, pokonali swe kolejne słabości. To wszystko dodało im nowej, pozytywnej energii.
Autor: Redakcja