Kajakowy Luty 2025

W mijającym miesiącu zorganizowaliśmy 10 spływów kajakowych oraz szkoleń kajakowych dla wychowanków Okręgowego Ośrodka Wychowawczego w Kcyni. Nowi wychowankowie poznawali trudne arkana manewrowania kajakami na rzekach i jeziorach naszego regionu. Zorganizowaliśmy cykl spływów po rzekach powiatu nakielskiego. Często obok naszych wychowanków brali w nich udział doświadczeni kajakarze z Pomorza, Wielkopolski i Kujaw.  

Wysoki stan wody w tych niewielkich, często zapomnianych, a jakże pięknych śródpolnych rzekach sprawił, że stały się one spławne (ku naszej olbrzymiej radości) oraz zostały wielką przyrodniczą atrakcją naszego powiatu. W czasie przygotowań do zimowych spływów każdorazowo należało dobrać odpowiednią odzież, obuwie i pozostały sprzęt, które zabezpieczały nas przed ewentualną kabiną i gwałtownym wychłodzeniem a w efekcie niebezpieczną hipotermią. Mroźna i słoneczna pogoda zachęcała do zmierzenia się z trudnościami  doskonale nam znanych rzek. Poranne mgły, którymi zasnuwały się akweny wodne jak tajemniczym woalem, powoli opadały. W ostrych promieniach słońca mogliśmy w pełni podziwiać ich zniewalające piękno. Uśmiechały się one do nas jasnymi błyskami fal, spływających po zwalonych pniach. Mieniły tajemniczym malachitem głęboczków pod wykrotami. Zachęcały, intrygowały, kusiły…Otaczający je cichy las na nadbrzeżnych skarpach, pokryty fantazyjnymi okiściami szronu i szadzi, często był nierzeczywisty i tajemniczy. Jak duchy –  przemknęły sarny, zdziwione naszą obecnością. Przelatywał nad wodą błękitnoskrzydły zimorodek – towarzysz wielu naszych wypraw kajakowych na Drawie. Jedynie oczerety i turzycowiska, okraszone białym śnieżnym nalotem, sucho szeleściły, poruszane podmuchami zimnego wiatru. Promienie słońca, rozszczepiane na lodowych igłach, mieniły się wielobarwnie, podkreślając kontrasty w tym pastelowym krajobrazie.

Spływ w takich okolicznościach i cudach przyrody zapierał dech w piersiach. Nie przeszkadzał nam chłód przenikający rękawiczki ani szczypiący w policzki mróz. Wzajemnie sobie pomagając, w czasie pokonywania licznych zwałek, tak, aby nikt się nie zamoczył, dopływaliśmy do mety naszych kajakowych wypraw, gdzie czekało ciepło ogniska i pożywna kiełbaska.

Czy to masochizm? Czy już pasja? Aby kilkakrotnie w tygodniu wstawać rano, aby po krótkiej podróży spłynąć niewielką rzeką pełną zwalonych drzew, górskich bystrzy, bobrzych tam. Żeby tam właśnie przeżyć wspaniałą przygodę, nierzadko w deszczu, śniegu i mrozie. To prawdziwa rozkosz zatopić się oczami w szeroko rozwiniętą wstęgę wody. Podziwiać zimową ciszę wśród mistycznej pogody, olbrzymiość natury… Oderwać się od zmaterializowanego świata… Swobodnie myśleć…  Wszystko to oddziałuje na wyostrzone zmysły i wprowadza w zadumę. Każde  sprowadzenie kajaka przez nas na wodę jest swego rodzaju wędrówką do siebie, do swoich myśli, pragnień, do swego prywatnego obrazu siebie i świata, w którym przyszło nam żyć. Cudowna przyroda na chwilę uchylała, co jakiś czas, przed nami drzwi. My wtedy staraliśmy się jak najszybciej przepłynąć przez nie, ponieważ są one otwarte na bardzo krótko i już za chwilę zamykały się z głuchym trzaskiem. Chcemy pływać, póki starcza sił, nie rozczulając się nad sobą, nie zważając, czy świeci słońce, czy nie, bo ono zawsze jest na miejscu i będzie nad nami wciąż.  Czujemy, że nasze  spływy po pewnym czasie stają się czymś dziwnym i jednocześnie wspaniałym… czymś, co nazywamy uczestnictwem w misterium i bliskością z sacrum.

Dlaczego wielokrotnie wracamy na tak doskonale znane nam rzeki? I to nie tylko na te, które płyną przez nasz powiat czy województwo, ale także na te, które przepływają  przez Wielkopolskę, Pomorze i Pomorze Zachodnie? Ponieważ nie ma jednego ustalonego ich wyglądu. Jest w nich co roku tyle nowości, zwalonych pni, tam, spiętrzeń… Jest ich tyle, ile miejsc, z których się je ogląda i za każdym razem z innymi przyjaciółmi i w innych warunkach pogodowych. Czasami, gdy nimi płyniemy wielokrotnie w ciągu roku od 1 stycznia do 31 grudnia, wydają się nam wieczne i niezmienne, czujemy jakbyśmy uczestniczyli w jakimś tajemnym i niepojętym dla nas cudzie życia. W takich chwilach wydaje nam się, że nie są one zwykłymi tworami zlodowacenia północnopolskiego czy bałtyckiego i późniejszej erozji krajobrazu polodowcowego trwającej od setek tysięcy lat. Nie są one  dla zwierząt, drzew i krzewów ani dla naszych wrażeń. One istnieją same dla siebie – jakby było w nich coś żywego, coś co je upodmiotawia i co emanuje olbrzymią mocą, spokojem, a zarazem wyjątkową siłą witalną, wynoszącą nas ponad małe kłopoty dnia codziennego. Czujemy się mali i nieważni ze swoimi ludzkimi bolączkami, jakże często niewartymi zmartwień. Czujemy się drobinką, żyjącą tutaj tylko chwilkę. Uświadamiamy sobie szczególną wyraźnie oczywistą prawdę: wszelki ślad po nas zaginie, a te rzeki dalej będą płynęły, tak jak płyną teraz.

Całe te rzeki i strumienie myśli przepływają przez nas bez słów, zostawiając po sobie jakże pożądane efekty: wierność zasadom uczciwości, niechęć wobec prób manipulacji,  spokój, pogodę i radość zwykłego dnia, doskonałe  rozumienie potrzeb przyjaciół. Jesteśmy chwilą, ale dana nam jest radość przeżywania tajemnicy naturalnego piękna. 

Autor: Redakcja